Zimą oprócz marzeń warto mieć…

Juliusz Strachota twierdzi, że „oprócz marzeń warto mieć papierosy”, jednak mnie od popadnięcia w zimową depresję ratują ostatnio dużo zdrowsze (i zdecydowanie lepiej pachnące) używki i rozrywki. Dzisiaj zapraszam Was na krótki przegląd zakupów i ulubionych kosmetyków z przełomu listopada i grudnia.

1. Pachnące woski 

Jakiś czas temu sklep Świat Zapachów oferował 15-procentową zniżkę na cały asortyment – nie byłabym sobą, gdybym jej nie wykorzystała. Skusiłam się na średni słoik Sugared Apple (dzięki połączeniu przeceny -15% i dodatkowego, 25-procentowego rabatu na zapach miesiąca, zamiast 74zł zapłaciłam 47zł), mały Salted Caramel, oryginalny kominek przeznaczony specjalnie do topienia wosków Yankee i kilka nowych, zapachowych tartinek. Już od pierwszego powąchania moim nowym faworytem stał się szarlotkowy Red Apple Wreath – oszczędzam na duży słoik :)

nowe1

Świece działają na trochę innych zasadach, niż najpopularniejsze woski. Zapach jest dużo bardziej delikatny, wymaga więcej czasu. Kiedy topiłam wosk w kominku, często już po 10-15 minutach zdmuchiwałam świeczkę i musiałam przewietrzyć mieszkanie – aromat niektórych (np. Apple & Pine NeedleHome Sweet Home) był tak intensywny, że na dłuższą metę nie dało się tego wytrzymać. Ze świecą nie ma takiego problemu – przepyszny zapach waniliowych jabłek otula mieszkanie, ale nie poddusza. Nie bez znaczenia są także walory estetyczne – obok drewnianego renifera z Empiku słoik Yankee stał się moją ulubioną (i póki co jedyną) dekoracją świąteczną.

apple1

2. Sowie rękawiczki 

To chyba najbardziej uroczy i jednocześnie najbardziej infantylny element mojej jesienno-zimowej garderoby. Odkąd odstawiłam papierosy, z uporem maniaka kupuję sobie dwupalczaste rękawiczki. Te beżowe z wizerunkiem sowy i pomysłowym guziczkiem wypatrzyłam w F&F (mają też czapki!). Na temperaturę w okolicach zera są trochę za cienkie, za to mają wartość terapeutyczną – nawet w takie paskudne dni jak ten, kiedy wbrew wszystkiemu muszę wygrzebać się z domu o nieludzkiej porze i przejechać pół miasta, by zdążyć na ćwiczenia (zajęcia o zdrowiu psychicznym w sobotę o ósmej rano – to przeczy rozsądkowi). Wystarczy na nie spojrzeć i zimowy poranek od razu staje się bardziej znośny. Do kompletu w przejściu podziemnym biorę na wynos bezczelnie słodką, pralinkową latte i już mogę podbijać świat.

nowe3 nowe31

3. Zimowe kolory, zimowe zapachy 

Na sam koniec kilka kosmetyków, po które ostatnio sięgam najchętniej. Prawdziwym hitem okazał się rozgrzewający olejek do masażu Green Pharmacy, dzięki któremu moja sypialnia przeistacza się w luksusowe SPA. Naprawdę rozgrzewa, fajnie nawilża, a na dodatek fantastycznie pachnie skórką pomarańczy (pomarańczowy olejek eteryczny podobno najlepiej odstresowuje). Do mycia zeszłoroczny hit Balea – żel pod prysznic z figą i czekoladą. Nie podrażnia skóry, przepysznie pachnie. Bardzo polubiłam się także z pachnącym jak domowe ciasto kremem do rąk z serii otulającej Pat&Rub – obawiam się tylko, że jego formuła będzie trochę za lekka, kiedy naprawdę przyjdzie zima. A jeśli chodzi o rytuały pokąpielowe, ostatnio najchętniej smaruję się fantastycznie słodkim masłem Vanilla Bliss od The Body Shop, zamiennie z dyniowym balsamem Bath&Body Works, który jakiś czas temu mogłyście wygrać w moim konkursie.

W kolorówce tradycyjnie niewiele się dzieje – szybki makijaż oczu z cieniem On & On Bronze Maybelline, nawilżanie ust karmelowym masełkiem Nivea, na paznokciach tylko zgaszone kolory: brązy, beże i szarości (na zdjęciach Don’t Sweater It Chinchilly od Essie). Ostatnio noszę na sobie tyle warstw ubrań, dobrze, że przynajmniej makijaż może być minimalistyczny.

ulubione1

A co Wam pomaga w zimowe szare poranki i zbyt długie wieczory?

6 thoughts on “Zimą oprócz marzeń warto mieć…

  1. Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale… świetny post :)
    Co prawda na którykolwiek słój yc bym się nie szarpnęła. Cena moim zdaniem jest zbyt wygórowana. Jednak rękawiczki i otulanie się tym całym zimowym klimatem jest mi bliskie :)

    • Dzięki :) Dla mnie z Yankee jest trochę tak, jak z droższymi lakierami. Cena wydaje się wzięta z kosmosu, ale jak już spróbujesz, zaczynasz zauważać różnicę w porównaniu z tańszymi markami. Ale dobrze, że mają też samplery, które aż tak nie szarpią budżetu, producenci lakierów mogliby wziąć z nich przykład i sprzedawać np. małe OPI albo Essie na sztuki za kilka zł :)

Dodaj odpowiedź do Myś Pyś Anuluj pisanie odpowiedzi